-Proszę zostawcie mnie i moją córkę. Ona nie jest jinchuriki żadnego z ogoniastych demonów.
-To nie ważne. Ma w sobie połowę potężnego, leśnego demona. To nam wystarczy.- Powiedział blado skóry mężczyzna, a z jego rękawa wyślizgną się wąż który nieporównywalnie szybko ukąsił kobietę w szyję. Kosode nie mogła dłużej się powstrzymać i gdy tylko zobaczyła że napastnik zrobił krok do przodu posłała w jego stronę ścianę zatrutych senbon, które skutecznie odgrodziły go od kobiety. Mężczyzna odwrócił wzrok ku gałęzi drzewa.
-Jeśli podejdziesz bliżej, następne trafią prosto w ciebie- Zawrzeszczała oburzona Kosode po czym natychmiast pobiegła do kobiety aby jej pomóc. Kosode znała się mistrzowsko na truciznach i była genialnym medykiem. Z chwilą gdy dziewczyna zeskoczyła z gałęzi jej przyjaciółki stanęły naprzeciwko napastników.
-Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? Wnioskuje że skoro ta panienka tak dobrze zna się na truciznach i nosi na twarzy symbol klanu Ibinashi pochodzi z wioski ukrytej trucizny, co?- Nie czekał jednak długo na odpowiedź. Zaatakował Kodne przed, którą pojawił się duch krokodyla zaciskający w zębach miecz przeciwnika.
-Proszę, proszę. I druga panna też odgadnięta. Prawda panienko Tajama? A kim ty jesteś?- Zapytał patrząc się w stronę Konami. Ta natomiast zamknęła oczy a gdy je otworzyła stały się czerwone jak sprzed czternastu laty. Blado-skóry odsuną się o krok i zmarszczył brwi. Próbował zmylić przeciwniczkę lecz to nic nie dało. Jego oczy zaczerwieniły się a on sam choć bardzo próbował nie mógł powstrzymać krzyku. W tej samej chwili Kodna kazała swojemu krokodylowi pożreć duszę przeciwnika. Krokodyla powstrzymał jednak karaluchopodobny człowiek. Zza jego płaszcza pojawił się dziwny metalowy ogon skorpiona, który celował prosto w Konami. Ta jednak mimo transu obroniła się szklanym mieczem z porcelanową rękojeścią. Mimo iż powinien się rozlecieć na kawałki przetrwał uderzenie z ogonem bez draśnięcia. W końcu to szkło z wioski nieba. W tej chwili oczy dziewczyny i blado skórnego mężczyzny zmieniły kolor na biały. Mężczyzna uspokoił się i zaczął wykonywać rozkazy przesyłane poprzez telepatie Konami. Zaatakował swojego partnera. Jednak po pewnym czasie Konami stwierdziła że jest już niepotrzebny i chciała wprowadzić go w stan uśpienia. Ten jednak w tylko mu znany sposób wyrwał się z techniki dziewczyny. Wysłał w jej stronę jadowitego węża, którego dziewczyna rozcięła na pół. Ten jednak rozdwoił się.
-Muszę ją stąd zabrać. Wąż był bardzo jadowity. Sama nie dam rady truciźnie- Krzyknęła oznajmująca Kosode i już miała zabierać kobietę gdy ta zatrzymała ją i powiedziała.
-Nie. Mną się nie przejmuj. Nikt mi już nie pomoże. Ale jeśli chcesz coś dla mnie zrobić to zabierz moją córkę do Suny. Tam zapytaj się o Kuno Sin Deshę i oddaj małą w jej ręce. Mnie zostaw tutaj- Powiedziała po czym pogłaskała małą dziewczynkę po głowie i powiedziała do niej
-Nie bój się. Ja zawszę będę przy tobie. Ale ty musisz żyć. Musisz. Babcia się tobą zajmie.-Gdy Kosode. Sierota z Dokugakure patrzyła na to łza zakręciła jej się w oku i obiecała sobie że doprowadzi tą dziewczynkę do babci choćby za cenę własnego życia. Wzięła ją na ręce i pobiegła w stronę Sunagakure. Węże wysłane przez przeciwnika Konami rozlazły się w dwie strony. Jeden został na miejscu a drugi pełzł w stronę Kodny. Krokodyl jednak nie pozwolił skrzywdzić dziewcząt i automatycznie pożarł dusze obu węży, które przestały się ruszać. Jednak nieostrożna Kodna zapomniała o drugim przeciwniku, który silnie sparaliżował jej obie nogi zatrutym ogonem. W tej chwili było to za dużo dla Konami. Ruszyła w stronę blado-skórnego człowieka i rozcięła mu kawałek torsu. Ten powiedział że czas na jego odwrót i pobiegł aby wyleczyć rozerwaną część skóry. Konami odwróciła się w stronę jego towarzysza i próbując z całych sił odciąć mu głowę zauważyła że miecz zatrzymał się. Nie powinno się to stać. Nagle zauważyła lecące z jego szyi odłamki drewna. Złapała go za głowę i energicznie pociągnęła ją do góry. Okazało się że mężczyzna był marionetką, w której siedział chłopak o czerwonych, kudłatych włosach. Podniósł wzrok i popatrzył na Konami. On najpewniej jej nie poznał ale ona jego pamiętała. Przez jej głowę zaczęły przetaczać się obrazy tamtego dnia. Huśtawka, Katsume i jej banda, miły głos chłopca, który ją uratował i ucieczka z Suny. Jednak zanim zdąrzyła cokolwiek powiedzieć chłopak zasłonił jej usta i oczy, po czym włożył ją na tyły swojej marionetki. Zamknął wejście i umocował głowę z powrotem. Konami od razu została zakneblowana przez kolejną marionetkę, która zasłoniła jej również oczy. Po pewnym czasie usłyszała rozmowę chłopaka z bladym mężczyzną
-I co zrobiłeś z tymi dziewczynami?
-Jedną pojmałem. Jeśli chodzi o drugą to już po niej. Nie zdoła uwolnić się od jadu.-Gdy Konami to usłyszała serce zabiło jej jak młotem. Zaczęła obwiniać się za to. Z jednej strony bała się tego co z nią zrobią a z drugiej chciała swojej śmierci ponieważ pozwoliła skrzywdzić Kodne. Powinna jej bronić. Kodna jest od niej młodsza i bardziej nieporadna. Dlaczego to właśnie ją musieli otruć jadem? Po jakimś czasie zasnęła a gdy się już obudziła zobaczyła jak czerwonowłosy bierze ją na ręce. Przez chwilę chciała uciec ale nie mogła. Najpewniej kiedy spała chłopak sparaliżował jej ręce i nogi. Nagle zobaczyła bladego mężczyznę.
-I kolejna panienka rozgryziona. Człowiek-lalka z Soragakure prawda?- Mężczyzna podszedł do Konami, którą czerwonowłosy chłopak wciąż trzymał na rękach. Nagle z rękawa blado-skórnego wyślizgną się wąż, który najpewniej miał zabić dziewczynę. Chłopak jednak na to nie pozwolił
-Nie, Orochimaru. Jest zbyt silna byś zabił ją teraz
-O co ci chodzi? Przeszkodziła nam. Powinna za to zapłacić
-Mam lepszy pomysł. Niech wstąpi do Akatsuki. Może nam się przydać.-Orochimaru popatrzył na dziewczynę i w końcu kazał swojemu wężowi wrócić na miejsce
-Obyś miał rację. Sasori- Więc miała rację. To on. Ten sam, który obronił ją przed Katsume. Orochimaru odwrócił się i powiedział że pójdzie poszukać reszty organizacji. Gdy Sasori upewnił się że jego towarzysz jest wystarczająco daleko położył Konami na ziemi i uśmiechnął się do niej delikatnie.
-Pamiętasz mnie? Prawda Konami?- dziewczyna pokiwała twierdząco głową i cała się zarumieniła. W końcu jednak wybuchła furią
-Nie mów tak jakby nic się nie stało. Zabiłeś moją przyjaciółkę i jeszcze śmiesz mnie werbować do tej waszej chorej organizacji.
-Nie zabiłem twojej przyjaciółki- Mówi spokojny jak zawsze. Konami patrzy mu prosto w oczy i nie może uwierzyć
- Co? Przecież mówiłeś że już po niej
-Powiedziałem tak aby ją uratować. Gdybym powiedział prawdę Orochimaru zabił by ją, a ja zostałbym uznany za zdrajcę. Szczerze mówiąc gdyby to nie była twoja przyjaciółka na pewno bym ją zabił.- Z jednej strony Konami była szczęśliwa że tylko ze względu na nią Sasori nie zabił Kodny ale za to z drugiej była na niego wściekła za to że gdyby Kodna była by kimś innym to już by nie żyła.
-Naprawdę? Nie zabiłeś jej ze względu na mnie?- chłopak pokiwał twierdząco głową i powiedział
-Wypiękniałaś od naszego ostatniego spotkania. Czy to możliwe że jesteś tą samą nieśmiałą dziewczynką co 14 lat temu?- W tej chwili rumieńce na twarzy Konami stały się większe i bardziej widoczne. Aż piekły ją w policzki. Sama nie wiedziała co ma na to odpowiedzieć. W tej chwili Sasori wziął dziewczynę z powrotem na ręce a ona zauważyła na jego twarzy wielkie czerwone rumieńce przykryte do połowy przez kołnierz płaszcza. Znikły jednak dość szybko gdy Sasori zauważył w oddali pare osób z Akatsuki. Gdy jeden z nich podszedł bliżej serce Konami podskoczyło do gardła. Miał pomarańczowe włosy i pirsing na całej twarzy. Najbardziej jednak przerażająca była aura zła i bezduszności unosząca się nad jego grobową miną.
-Co to za dziewczyna?- Odezwał się ten przerażający człowiek. Sasori popatrzył na niego i powiedział
-Przeszkodziła nam podczas misji Liderze. Jednak oszczędziliśmy ją gdyż nadawałaby się na członka naszej organizacji. Zdołała poważnie zranić Orochimaru.- Lider popatrzył zaciekawiony na Konami i przyjrzał się jej dokładnie. Zauważył zszyte części jej porcelanowo-luckiego ciała.
-To człowiek-lalka z Soragakure prawda? Niech pokaże co umie.- Na nieszczęście Konami trucizna przestała działać i mogła już się ruszać. Poprosiła więc Sasoriego by ten postawił ją już na ziemie. Z tą chwilą wszyscy członkowie organizacji skoczyli na pobliskie drzewa a z rękawa Lidera wysuneło się ostrze. Konami natychmiast odskoczyła do tyłu. Lider podbiegł do niej a ona odepchnęła jego ostrze swoim mieczem po czym ułożyła jakąś sekwencje jedną ręką. Gdy skończyła rozgryzła swój kciuk aż do krwi i rozsmarowała ją na całej długości miecza po czym wypowiedziała słowa -Technika Przywołania.- Po tych słowach pod Konami pojawiła się wielka jaszczurka z nietłukącej się porcelany. Przypominała zwykłą porcelanową zabawkę. Jednak było w niej coś co budziło respekt Lidera.
-Witaj mała. Dawno mnie nie przyzywałaś.-Powiedziała jaszczurka męskim, roześmianym głosem. W tej chwili Lider odezwał się.
-Bardzo ciekawe. Może skoro umiesz przyzwać Tokagendo to jesteś warta naszego zachodu.
W tej chwili Konami zrobiła kolejną sekwencje a jej ręce zaczęły promieniować białym blaskiem. Położyła rękę na głowie Tokagendo i bezboleśnie wyciągneła z niej brązowy lampion z napisem Aoi honō co oznaczało niebieski płomień. Napisała na nim krwią z palca słowo pożar i rzuciła lampion w stronę Lidera. Ten rozciął lampion ostrzem jednak to nic nie dało. Niebieski płomień rozlał się po trawie i mimo gaszenia go techniką wody i próbami ucieczki ogień zawsze podążał za wyznaczonym celem. W końcu języki ognia dosięgły Lidera. Jednak go nie spaliły. Ogień sparaliżował jego nerwy i cały układ ruchowy.
-Muszę przyznać że to imponujące. Jednak jestem pewien że pokazałaś nam tylko jedną setną swoich umiejętności. Muszę przyznać że jesteś godna dołączenia do naszej organizacji. Witamy.- W tej chwili Konami kazała Tokagendo rozproszyć płomień. Nim się spostrzegła Lider przekreślił symbol Soragakure na jej opasce umieszczonej na ramieniu. Konami nie chciała zerwać więzi ze swoją wioską, którą tak bardzo kochała. Wiedziała jednak że to jedyny sposób by przeżyć i lepiej poznać "jego". Patrzył na Konami z najbliższego drzewa i uśmiechał się wpatrzony w nią jak w obrazek. Po jakimś czasie ktoś zarzucił jej na ramiona płaszcz z czerwoną chmurką. Zobaczyła za plecami niebieskowłosą dziewczynę z kwiatem we włosach. Włożyła ręce w rękawy i zapięła płaszcz. Czuła się w nim nieswojo i obco. Tym bardziej że nie zgadzała się z ideą Akatsuki.
-Puki co będziesz towarzyszyć Orochimaru i Sasoriemu. Waszym pierwszym zadaniem w tym składzie będzie szpiegowanie Daimyo drzew na przyjęciu w wiosce ukrytego lasu. Macie przygotować wszystkie niezbędne rzeczy i stroje. Będziecie musieli wziąć udział w tej imprezie. Ale na wszelki wypadek Sasori będzie transportował Konami w Hiruko żeby przypadkiem się nie zgubiła.-"Ale skąd on zna moje..."
-Imię-dokończył za nią Lider
-Powiedzmy że to taki dar. A teraz idźcie.- Sasori stanął obok dziewczyny i popatrzył na nią jakby chciał powiedzieć"Chyba nie muszę znowu cię wkładać do Hiruko? Sama trafisz." Dziewczyna weszła więc posłusznie do marionetki. Tym razem nic nie zasłoniło jej ani oczu ani ust. Sasori przysunął się do dziewczyny i szepnął jej do ucha. -Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze.- po tych słowach spojrzał jej w oczy i delikatnie pocałował ją w czoło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz