środa, 19 czerwca 2013

3. Dlaczego ja się na to zgodziłam?


Niebiesko włosa dziewczyna z kwiatem na głowie podała Sasoriemu dwa tobołki. Dla niego i dla Konami. Potem chłopak zamknął swoją marionetkę i położył tobołki obok Konami. Po około dwóch godzinach wędrówki dziewczyna postanowiła zobaczyć co kobieta z kwiatem dała jej na przyjęcie u Daimyo drzew. Szperała w tobołku i zobaczyła czerwony materiał. Nie chciała wyjmować sukienki jednak była pewna że jej wygląd to nie będzie nic ciekawego. Pod sukienką znalazła jeszcze niebieską maskę ze złotą obwódka dookoła niej i oczu. Oczy maski zakreślone były srebrnymi kreskami. Nic dziwnego Daimyo drzew, pani Tonbo kochała przyjęcia maskowe. I dobrze. Przynajmniej nikt nie rozpozna w nich członków Akatsuki. Pare godzin później Orochimaru powiedział że czas rozbić obóz. Konami Chciała pomuc w rozkładaniu namiotów ale Sasori zatrzymał ją i powiedział
-Nie. Zostań w Hiruko. Chyba nie chcesz się zgubić?- dziewczyna posłusznie więc została na miejscu i wyjęła sukienkę z tobołka. Była to długa, czerwona sukienka, cała w brokacie. Nie miała ramiączek i była podwinięta do kolan na znak trójkąta wokół, którego były pospinane fałdy materiału. Dziewczyna nie mogła się nadziwić skąd oni mieli jej sukienkę. Przecież zostawiła ją W Soragakure. Poznała ją dzięki temu że była naprawdę jedyna w swoim rodzaju gdyż sama ją uszyła z własnego projektu. Patrzyła na kreacje jeszcze przez kilka minut aż usłyszała kroki, któregoś z towarzyszy. Szybko schowała sukienkę a jej oczom ukazała się jak zawsze lekko uśmiechnięty Sasori.
-Możesz już wyjść. No chyba że chcesz spać w Hiruko.- Konami próbowała wywlec się z marionetki i na samym końcu zahaczyła o coś nogą. Sasori złapał w ramiona upadającą dziewczynę i oboje lekko się zarumienili. Przypomnieli sobie jednak że nie są tu sami. Orochimaru stał na warcie. Konami zaproponowała mu jednak żeby się przespał bo jej sen nie jest tak bardzo potrzebny. Mężczyzna na początku się wahał ale w końcu ustąpił. Dziewczyna siedziała na warcie już od paru godzin, gdy nagle usłyszała szmer za swoimi plecami. Błyskawicznie się odwruciła i dobyła swojego miecza. Jednak stojący za nią Sasori odsunął jej rękę w dół.
-Uspokój się, to tylko ja.- dziewczyna uśmiechnęła się i usiadła spowrotem na miejsce, chłopak usiadł obok niej
-Mam nadzieje że nie jesteś na mnie zła, ale to był jedyny sposób by cię uratować
-Na pewno nie jedyny- wraz z tymi słowami lalkarz parsknoł i zarumienił się
-No dobrze. Może to nie był jedyny sposób by cię uratować, ale na pewno jedyny by poznać cię bliżej.-dziewczyna zarumieniła się. Parę godzin później Konami była tak zapatrzona na wschodzące słońce że nawet nie zauważyła jak kilka minut temu lalkarz ułożył się do snu na jej kolanach. Gdy zobaczyła to, na początku była zmieszana i zszokowana. Jednak później zaczęła gładzić chłopaka po czerwonej czuprynie. Nagle Sasori pochwycił jej rękę i przekierował ją na swój policzek. Dziewczyna przez chwile czuła się nieswojo aż w końcu zaczęła ocierać policzek chłopaka swoim kciukiem. Po paru minutach chłopak wstał i poszedł obudzić Orochimaru. Jeśli chcieli dotrzeć na czas musieli już wyruszać. Konami musiała znowu wejść do Hiruko jednak miała dziwne przeczucie że póki jest w nim także Sasori to ta ochydna marionetka wydaje się znacznie milsza i piękniejsza. Po wielu godzinach cała drużyna dotarła na miejsce. Zameldowali się w najbliższym hotelu i odrazu zaczęli przygotowywać się do przyjęcia u Daimyo. Konami założyła swoją sukienkę i maskę po czym upięła włosy w luźny ale schludny kok. Upięła go swoją wstążką, która zawsze oplatała jej grzywkę i włosy. Po paru minutach usłyszała pukanie do drzwi więc poszła otworzyć. W progu stał Sasori, który ubrany był w czarny garnitur z niebiesko czerwonym kwiatem w kieszeni. Na oczach miał czerwoną maskę z długim dziobem wzorowanym na jakimś ptaku. Podał dziewczynie rękę i zapytał się
- Idziemy?
-Tak. A gdzie jest Orochimaru?
-Powiedział że załatwi nam wejście.- po tych słowach oboje udali się do budynku gdzie miał odbyć się bal. Przed wejściem stał już Orochimaru z maską zasłaniająca mu całą twarz. Z zewnątrz budynek był cały z drewna z porastającym go dookoła bluszczem. Wewnątrz sala była jednak bajecznie ozdobiona posągami z drewna. Większość z nich miała ramiona i tułów opleciony winoroślą. Ściany były pokryte białą tapetą z wizerunkami leśnych zwierząt. Nagle Orochimaru powiedział stłumionym głosem
-Ja pójdę do pokoju, w którym zatrzymała się Daimyo a wy śledźcie ją tutaj.- Gdy mężczyzna zniknął w tłumie Sasori i Konami zauważyli panią Tonbo tańczącą ze swoim mężem. Sasori wyciągnął rękę ku Konami i powiedział
-Czy mogę panią prosić do tańca?- dziewczyna sama nie wiedziała co powiedzieć. Po chwili wahania podała lalkarzowi rękę i poszli na parkiet. Przez jakieś dwa utwory tańczyli bez większych zobowiązań i przy okazji cały czas obserwowali Daimyo. Jednak nadeszła pora na niesamowicie piękny utwór. Sasori nie chciał przegapić okazji. Uniósł rękę dziewczyny nieco wyżej i przyciągnął ją bliżej siebie. Popatrzył na nią tak jagdy chciał powiedzieć "Ni bój się. Nic ci nie zrobię. Ze mną jesteś bezpieczna''. Dziewczyna w końcu przestała się wachać. Zamkneła oczy i położyła głowę na ramieniu chłopaka. Gdy piosenka się skończyła dziewczyna automatycznie została wyrwana z tej błogości i przypomniała sobie o prawdziwym celu ich misji. Mieli śledzić Daimyo. Pani Tonbo właśnie szła do wyjścia na balkon. Konami szepnęła Sasoriemu że muszą pamiętać o swojej misji i wyrwała się z bezpiecznego uścisku chłopaka. Wyszli na balkon a Konami postanowiła porozmawiać z Daimyo
-Witam Pani Tonbo. Cudowne przyjęcie.
-A z kim mam przyjemność.
-Ja i mój przyjaciel jesteśmy gośćmi z Soragakure. Jest pani w końcu przyjaciółką naszej Kage. Postanowiła że jako jej zaufani ninja powinniśmy tu przybyć
-Ach, przysłała was moja dobra przyjaciółka Shinko. Bardzo młoda ale odpowiedzialna osoba. A jeśli moglibyście się przedstawić.
-Ja nazywam się Kaomi Naromen a jeśli chodzi o mojego przyjaciela to nie mogę zdradzić jego imienia. Nigdy nie ma 100 procentowej pewności że ktoś nas nie podsłuchuje.
-Oczywiście, to jasne.- Nagle Konami zauważyła przy obojczyku Daimyo cztery czerwone koła. Jedna mniejsza od drugiej.
-A co to jest jeśli mogę spytać. Tatuaż?-Daimyo złapała się za obojczyk i powiedziała
-Nie, ale nie chcę o tym mówić.- W tym momencie dziewczyna wiedziała dlaczego Akatsuki zainteresowało się Daimyo drzew. Była Jinchuriki jednego z czterech demonów światła i krzywdy. Tylko, którego ? Po paru minutach rozmowy z panią Tonbo, Sasori i Konami zauważyli Orochimaru i pożegnali się z Daimyo. Gdy doszli do swojego towarzysza Sasori zapytał się.
-No i co? Czego się dowiedziałeś
-Tak jak przypuszczałem. Pani Daimyo jest junchuriki Akumy. Po balu musimy ją schwytać.- Gdy po paru godzinach wszyscy goście zaczęli wracać do domów nasza drużyna szykowała się do porwania Daimyo. Była to ostatnia okazja aby bez większych przeszkód ją pojmać. Pani Tonbo siedziała na balkonie. Wtedy Orochimaru uśpił ją za pomocą jednego ze swoich wężów. Gdy byli już na granicy między Morigakure a Yukigakure natknęli się na oddział ANBU z wioski lasu. Jednak Konami powstrzymała ich za pomocą Tokagendo. Po długiej wędrówce dotarli do drzwi ich kryjówki. Orochimaru otworzył pieczęć i weszli do środka. Daimyo została położona pomiędzy dwie rzeźby imitujące ręce a na palcach tych rąk pojawili się wszyscy członkowie. Konami była trochę zmieszana gdy weszła na wyznaczone dla niej miejsce obok Sasoriego.
-Nie przejmuj się. To nie będzie takie trudne.- Gdy Akuma wyczołgał się po niemałych komplikacjach z ciała Daymio, kobieta ledwo już oddychała. Nie było łatwo przeżyć coś takiego 50- letniej kobiecie bez żadnych umiejętności ninja. Konami chciała pomóc kobiecie lecz została powstrzymana przez Sasoriego, który wyprowadził ją z podziemi. Gdy dotarli na górę Sasori posadził dziewczynę na kanapie w salonie i usiadł obok niej.
-Wiem że o była nasza misja ale ciężko jest patrzeć na coś takiego osobie z dość pokojowego Kraju.
-Przyzwyczaisz się. A teraz może zaprowadzę cię do twojego pokoju?- wstał i poszedł przodem. Konami ruszyła za nim. Szli ciemnym korytarzem, który tylko czasami oświetlały lampy. W końcu doszli do drzwi obok kuchni.
-Tu jest twój pokój. Rozgość się- powiedział czerwonowłosy a Konami weszła do pokoju. Znajdowały się w nim wszystkie jej ważne rzeczy. Odwróciła się aby zapytać jak to się stało ale chłopak zniknął.

piątek, 14 czerwca 2013

2. Witaj w Akatsuki

 Minęło 14 lat. Konami, Kodna i Kosode mają już 20 lat. Trenowały pod okiem swojej mistrzyni i dziś są świetnymi ninja i pełnoprawnymi jouninami już od 13 roku życia. Dziś dostały misję polegającą na wytropieniu części organizacji Akatsuki włóczącej się niedaleko Morigakure. Gdy dotarły na miejsce nie działo się nic nadzwyczajnego. Już chciały wracać z meldunkiem gdy nagle usłyszały czyjś rozpaczliwy krzyk. Gdy znalazły się na miejscu zobaczyły dwóch mężczyzn w czarnych strojach z czerwonymi chmurami i w słomkowych kapeluszach. Jeden z nich wyglądem przypominał jakiegoś karalucha. Stali na przeciwko Czarnowłosej kobiety z kilku miesięcznym dzieckiem. Kobieta krzyczała do napastników.
-Proszę zostawcie mnie i moją córkę. Ona nie jest jinchuriki żadnego z ogoniastych demonów.
-To nie ważne. Ma w sobie połowę potężnego, leśnego demona. To nam wystarczy.- Powiedział blado skóry mężczyzna, a z jego rękawa wyślizgną się wąż który nieporównywalnie szybko ukąsił kobietę w szyję. Kosode nie mogła dłużej się powstrzymać i gdy tylko zobaczyła że napastnik zrobił krok do przodu posłała w jego stronę ścianę zatrutych senbon, które skutecznie odgrodziły go od kobiety. Mężczyzna odwrócił wzrok ku gałęzi drzewa.
-Jeśli podejdziesz bliżej, następne trafią prosto w ciebie- Zawrzeszczała oburzona Kosode po czym natychmiast pobiegła do kobiety aby jej pomóc. Kosode znała się mistrzowsko na truciznach i była genialnym medykiem. Z chwilą gdy dziewczyna zeskoczyła z gałęzi jej przyjaciółki stanęły naprzeciwko napastników.
-Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? Wnioskuje że skoro ta panienka tak dobrze zna się na truciznach i nosi na twarzy symbol klanu Ibinashi pochodzi z wioski ukrytej trucizny, co?- Nie czekał jednak długo na odpowiedź. Zaatakował Kodne przed, którą pojawił się duch krokodyla zaciskający w zębach miecz przeciwnika.
-Proszę, proszę. I druga panna też odgadnięta. Prawda panienko Tajama? A kim ty jesteś?- Zapytał patrząc się w stronę Konami. Ta natomiast zamknęła oczy a gdy je otworzyła stały się czerwone jak sprzed czternastu laty. Blado-skóry odsuną się o krok i zmarszczył brwi. Próbował zmylić przeciwniczkę lecz to nic nie dało. Jego oczy zaczerwieniły się a on sam choć bardzo próbował nie mógł powstrzymać krzyku. W tej samej chwili Kodna kazała swojemu krokodylowi pożreć duszę przeciwnika. Krokodyla powstrzymał jednak karaluchopodobny człowiek. Zza jego płaszcza pojawił się dziwny metalowy ogon skorpiona, który celował prosto w Konami. Ta jednak mimo transu obroniła się szklanym mieczem z porcelanową rękojeścią. Mimo iż powinien się rozlecieć na kawałki przetrwał uderzenie z ogonem bez draśnięcia. W końcu to szkło z wioski nieba. W tej chwili oczy dziewczyny i blado skórnego mężczyzny zmieniły kolor na biały. Mężczyzna uspokoił się i zaczął wykonywać rozkazy przesyłane poprzez telepatie Konami. Zaatakował swojego partnera. Jednak po pewnym czasie Konami stwierdziła że jest już niepotrzebny i chciała wprowadzić go w stan uśpienia. Ten jednak w tylko mu znany sposób wyrwał się z techniki dziewczyny. Wysłał w jej stronę jadowitego węża, którego dziewczyna rozcięła na pół. Ten jednak rozdwoił się.
-Muszę ją stąd zabrać. Wąż był bardzo jadowity. Sama nie dam rady truciźnie- Krzyknęła oznajmująca Kosode i już miała zabierać kobietę gdy ta zatrzymała ją i powiedziała.
-Nie. Mną się nie przejmuj. Nikt mi już nie pomoże. Ale jeśli chcesz coś dla mnie zrobić to zabierz moją córkę do Suny. Tam zapytaj się o Kuno Sin Deshę i oddaj małą w jej ręce. Mnie zostaw tutaj- Powiedziała po czym pogłaskała małą dziewczynkę po głowie i powiedziała do niej
-Nie bój się. Ja zawszę będę przy tobie. Ale ty musisz żyć. Musisz. Babcia się tobą zajmie.-Gdy Kosode. Sierota z Dokugakure patrzyła na to łza zakręciła jej się w oku i obiecała sobie że doprowadzi tą dziewczynkę do babci choćby za cenę własnego życia. Wzięła ją na ręce i pobiegła w stronę Sunagakure. Węże wysłane przez przeciwnika Konami rozlazły się w dwie strony. Jeden został na miejscu a drugi pełzł w stronę Kodny. Krokodyl jednak nie pozwolił skrzywdzić dziewcząt i automatycznie pożarł dusze obu węży, które przestały się ruszać. Jednak nieostrożna Kodna zapomniała o drugim przeciwniku, który silnie sparaliżował jej obie nogi zatrutym ogonem. W tej chwili było to za dużo dla Konami. Ruszyła w stronę blado-skórnego człowieka i rozcięła mu kawałek torsu. Ten powiedział że czas na jego odwrót i pobiegł aby wyleczyć rozerwaną część skóry. Konami odwróciła się w stronę jego towarzysza i próbując z całych sił odciąć mu głowę zauważyła że miecz zatrzymał się. Nie powinno się to stać. Nagle zauważyła lecące z jego szyi odłamki drewna. Złapała go za głowę i energicznie pociągnęła ją do góry. Okazało się że mężczyzna był marionetką, w której siedział chłopak o czerwonych, kudłatych włosach. Podniósł wzrok i popatrzył na Konami. On najpewniej jej nie poznał ale ona jego pamiętała. Przez jej głowę zaczęły przetaczać się obrazy tamtego dnia. Huśtawka, Katsume i jej banda, miły głos chłopca, który ją uratował i ucieczka z Suny. Jednak zanim zdąrzyła cokolwiek powiedzieć chłopak zasłonił jej usta i oczy, po czym włożył ją na tyły swojej marionetki. Zamknął wejście i umocował głowę z powrotem. Konami od razu została zakneblowana przez kolejną marionetkę, która zasłoniła jej również oczy. Po pewnym czasie usłyszała rozmowę chłopaka z bladym mężczyzną
-I co zrobiłeś z tymi dziewczynami?
-Jedną pojmałem. Jeśli chodzi o drugą to już po niej. Nie zdoła uwolnić się od jadu.-Gdy Konami to usłyszała serce zabiło jej jak młotem. Zaczęła obwiniać się za to. Z jednej strony bała się tego co z nią zrobią a z drugiej chciała swojej śmierci ponieważ pozwoliła skrzywdzić Kodne. Powinna jej bronić. Kodna jest od niej młodsza i bardziej nieporadna. Dlaczego to właśnie ją musieli otruć jadem? Po jakimś czasie zasnęła a gdy się już obudziła zobaczyła jak czerwonowłosy bierze ją na ręce. Przez chwilę chciała uciec ale nie mogła. Najpewniej kiedy spała chłopak sparaliżował jej ręce i nogi. Nagle zobaczyła bladego mężczyznę.
-I kolejna panienka rozgryziona. Człowiek-lalka z Soragakure prawda?- Mężczyzna podszedł do Konami, którą czerwonowłosy chłopak wciąż trzymał na rękach. Nagle z rękawa blado-skórnego wyślizgną się wąż, który najpewniej miał zabić dziewczynę. Chłopak jednak na to nie pozwolił
-Nie, Orochimaru. Jest zbyt silna byś zabił ją teraz
-O co ci chodzi? Przeszkodziła nam. Powinna za to zapłacić
-Mam lepszy pomysł. Niech wstąpi do Akatsuki. Może nam się przydać.-Orochimaru popatrzył na dziewczynę i w końcu kazał swojemu wężowi wrócić na miejsce
-Obyś miał rację. Sasori- Więc miała rację. To on. Ten sam, który obronił ją przed Katsume. Orochimaru odwrócił się i powiedział że pójdzie poszukać reszty organizacji. Gdy Sasori upewnił się że jego towarzysz jest wystarczająco daleko położył Konami na ziemi i uśmiechnął się do niej delikatnie.
-Pamiętasz mnie? Prawda Konami?- dziewczyna pokiwała twierdząco głową i cała się zarumieniła. W końcu jednak wybuchła furią
-Nie mów tak jakby nic się nie stało. Zabiłeś moją przyjaciółkę i jeszcze śmiesz mnie werbować do tej waszej chorej organizacji.
-Nie zabiłem twojej przyjaciółki- Mówi spokojny jak zawsze. Konami patrzy mu prosto w oczy i nie może uwierzyć
- Co? Przecież mówiłeś że już po niej
-Powiedziałem tak aby ją uratować. Gdybym powiedział prawdę Orochimaru zabił by ją, a ja zostałbym uznany za zdrajcę. Szczerze mówiąc gdyby to nie była twoja przyjaciółka na pewno bym ją zabił.- Z jednej strony Konami była szczęśliwa że tylko ze względu na nią Sasori nie zabił Kodny ale za to z drugiej była na niego wściekła za to że gdyby Kodna była by kimś innym to już by nie żyła.
-Naprawdę? Nie zabiłeś jej ze względu na mnie?- chłopak pokiwał twierdząco głową i powiedział
-Wypiękniałaś od naszego ostatniego spotkania. Czy to możliwe że jesteś tą samą nieśmiałą dziewczynką co 14 lat temu?- W tej chwili rumieńce na twarzy Konami stały się większe i bardziej widoczne. Aż piekły ją w policzki. Sama nie wiedziała co ma na to odpowiedzieć. W tej chwili Sasori wziął dziewczynę z powrotem na ręce a ona zauważyła na jego twarzy wielkie czerwone rumieńce przykryte do połowy przez kołnierz płaszcza. Znikły jednak dość szybko gdy Sasori zauważył w oddali pare osób z Akatsuki. Gdy jeden z nich podszedł bliżej serce Konami podskoczyło do gardła. Miał pomarańczowe włosy i pirsing na całej twarzy. Najbardziej jednak przerażająca była aura zła i bezduszności unosząca się nad jego grobową miną.
-Co to za dziewczyna?- Odezwał się ten przerażający człowiek. Sasori popatrzył na niego i powiedział
-Przeszkodziła nam podczas misji Liderze. Jednak oszczędziliśmy ją gdyż nadawałaby się na członka naszej organizacji. Zdołała poważnie zranić Orochimaru.- Lider popatrzył zaciekawiony na Konami i przyjrzał się jej dokładnie. Zauważył zszyte części jej porcelanowo-luckiego ciała.
-To człowiek-lalka z Soragakure prawda? Niech pokaże co umie.- Na nieszczęście Konami trucizna przestała działać i mogła już się ruszać. Poprosiła więc Sasoriego by ten postawił ją już na ziemie. Z tą chwilą wszyscy członkowie organizacji skoczyli na pobliskie drzewa a z rękawa Lidera wysuneło się ostrze. Konami natychmiast odskoczyła do tyłu. Lider podbiegł do niej a ona odepchnęła jego ostrze swoim mieczem po czym ułożyła jakąś sekwencje jedną ręką. Gdy skończyła rozgryzła swój kciuk aż do krwi i rozsmarowała ją na całej długości miecza po czym wypowiedziała słowa -Technika Przywołania.- Po tych słowach pod Konami pojawiła się wielka jaszczurka z nietłukącej się porcelany. Przypominała zwykłą porcelanową zabawkę. Jednak było w niej coś co budziło respekt Lidera.
-Witaj mała. Dawno mnie nie przyzywałaś.-Powiedziała jaszczurka męskim, roześmianym głosem. W tej chwili Lider odezwał się.
-Bardzo ciekawe. Może skoro umiesz przyzwać Tokagendo to jesteś warta naszego zachodu.
W tej chwili Konami zrobiła kolejną sekwencje a jej ręce zaczęły promieniować białym blaskiem. Położyła rękę na głowie Tokagendo i bezboleśnie wyciągneła z niej brązowy lampion z napisem Aoi honō co oznaczało niebieski płomień. Napisała na nim krwią z palca słowo pożar i rzuciła lampion w stronę Lidera. Ten rozciął lampion ostrzem jednak to nic nie dało. Niebieski płomień rozlał się po trawie i mimo gaszenia go techniką wody i próbami ucieczki ogień zawsze podążał za wyznaczonym celem. W końcu języki ognia dosięgły Lidera. Jednak go nie spaliły. Ogień sparaliżował jego nerwy i cały układ ruchowy.
-Muszę przyznać że to imponujące. Jednak jestem pewien że pokazałaś nam tylko jedną setną swoich umiejętności. Muszę przyznać że jesteś godna dołączenia do naszej organizacji. Witamy.- W tej chwili Konami kazała Tokagendo rozproszyć płomień. Nim się spostrzegła Lider przekreślił symbol Soragakure na jej opasce umieszczonej na ramieniu. Konami nie chciała zerwać więzi ze swoją wioską, którą tak bardzo kochała. Wiedziała jednak że to jedyny sposób by przeżyć i lepiej poznać "jego". Patrzył na Konami z najbliższego drzewa i uśmiechał się wpatrzony w nią jak w obrazek. Po jakimś czasie ktoś zarzucił jej na ramiona płaszcz z czerwoną chmurką. Zobaczyła za plecami niebieskowłosą dziewczynę z kwiatem we włosach. Włożyła ręce w rękawy i zapięła płaszcz. Czuła się w nim nieswojo i obco. Tym bardziej że nie zgadzała się  z ideą Akatsuki.
-Puki co będziesz towarzyszyć Orochimaru i Sasoriemu. Waszym pierwszym zadaniem w tym składzie będzie szpiegowanie Daimyo drzew na przyjęciu w wiosce ukrytego lasu. Macie przygotować wszystkie niezbędne rzeczy i stroje. Będziecie musieli wziąć udział w tej imprezie. Ale na wszelki wypadek Sasori będzie transportował Konami w Hiruko żeby przypadkiem się nie zgubiła.-"Ale skąd on zna moje..."
-Imię-dokończył za nią Lider
-Powiedzmy że to taki dar. A teraz idźcie.- Sasori stanął obok dziewczyny i popatrzył na nią jakby chciał powiedzieć"Chyba nie muszę znowu cię wkładać do Hiruko? Sama trafisz." Dziewczyna weszła więc posłusznie do marionetki. Tym razem nic nie zasłoniło jej ani oczu ani ust. Sasori przysunął się do dziewczyny i szepnął jej do ucha.   -Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze.- po tych słowach spojrzał jej w oczy i delikatnie pocałował ją w czoło.

czwartek, 13 czerwca 2013

1. Cześć. Nazywam się Konami

Mały Sasori siedział na huśtawce ze spuszczoną głową. Patrzył na marionetkę poruszaną przez nitki chakry. Może gdy drewniana zabawka poruszała się Sasori czuł się mniej samotny. Nagle usłyszał szybki i nerwowy oddech przed sobą.
Uniósł twarz i zobaczył biegnącą dziewczynkę o długich, jasno niebieskich włosach. Była goniona przez trójkę dzieciaków. W pewnej chwili upadła na ziemię a napastnicy zaczęli ją kopać i przezywać ją intruzem. Chłopiec zeskoczył z huśtawki i podszedł do oprawców dziewczyny. Dwóch chłopaków i dziewczyna o wściekle zielonych oczach odwrócili się do Sasoriego a dziewczyna podeszła do niego i zapytała się go złośliwie
-Co jest? Masz jakiś problem?- Sasori spojrzał w jej zielone oczy i spytał się łagodnym, miłym głosem
-Czemu ją kopiecie? Czy ona coś wam zrobiła?- dziewczyna (na oko 3 lata od niego starsza) złapała go za koszulkę i uniosła pięść.
-Ta mała jest tu obca. A każdy intruz jest zły. Teraz rozumiesz maluchu!?- nagle jeden z towarzyszących jej chłopców powiedział
-Daj spokój Katsume. On jest za mały żeby cię zrozumieć.
-Zostaw mnie i ją Katsume. To że nie jest stąd nie znaczy że jest zła. Nie znasz jej przecież. Powiedział wciąż spokojny i opanowany Sasori. Dziewczynie przez chwilę zadrżała ręka, aż w końcu puściła chłopca i odeszła bez słowa razem ze swoimi kolegami. Sasori podszedł do niebiesko włosej dziewczyny i podał jej rękę. Ta przez chwilę się wahała, ale w końcu chwyciła chłopca i wstała.
-Skąd jesteś?-Zapytał się chłopiec. Dziewczynka spuściła głowę i przez chwilę nic nie mówiła. Popatrzyła jednak w oczy chłopca i powiedziała ledwie słyszalnym głosem.
-Jestem z wioski ukrytej w niebie. Dziękuję ci za pomoc. Gdyby nie ty nie wiem co by ze mną zrobili.
-Proszę bardzo. Więc jesteś z wioski ukrytej w niebie? Nigdy o niej nie słyszałem.
-To dość stara, ale nie zbyt znana wioska. Jest osadzona na najwyższej górze w świecie ninja. Trudno się tam wchodzi i schodzi, dlatego wszyscy o niej zapomnieli.- Sasori rozejrzał się dookoła i spytał dziewczynki
-A gdzie są twoi rodzice?- w tej chwili niebieskowłosa spuściła głowę i powiedziała smutnym głosem
-Ja nie mam rodziców.
-Ale jak to? Ja też już nie mam, ale przecież każdy kiedyś miał.
-Ja nigdy nie miałam. Zostałam powołaną do ludzkiego życia lalką.
-Naprawdę? Taką jak ta?- spytał pokazując dziewczynie swoją marionetkę? Dziewczynka popatrzyła na chodzącą lalkę i uśmiechnęła się szeroko pokazując śnieżnobiałe zęby.
-No. Tylko ja nie mam sznurków i oprócz mojej skóry i szklanych oczu jestem jak normalny człowiek. A poza tym, nazywam się Konami. A ty? jak masz na imię?
-Sasori.
-Miło cię poznać. Sasori.- W tym momencie do chłopca podeszła Chiyo
-Sasori. Chodź. Musimy już wracać do domu
-Dobrze babciu.-powiedział po czym poszedł parę kroków do przodu. Jednak po kilku krokach odwrócił wzrok w stronę Konami i pomachał jej na pożegnanie.
Konami stała jeszcze przez chwilę i patrzyła w dal za Sasorim. Nagle czyjaś ręka szarpnęła jej ramię i odwróciła ją. Za plecami dziewczynki stała ze złośliwym uśmiechem Katsume ze swoją małą bandą.
-I co królewno? Pora skończyć cośmy zaczęli.- Konami stała przerażona i zasłaniała twarz rękami. Gdy poczuła przeszywające uderzenie w brzuch coś w niej pękło. Spotkanie z Sasorim i ten niewielki na pozór cios zmieniły tą nieśmiałą dziewczynkę. Uwolniło się w niej Kekkei Genkai ludzi-lalek z Soragakure. Pierwsza Technika Umysłu.
Było to pierwsze jutsu z Technik uwolnienia umysłu. Pierwsza wyzwolona przez lalkę technika polegała na tym że oczy użytkownika zmieniały swój kolor na ostro czerwony. Potem oczy ofiary przybierały ten sam kolor. Ofiara była męczona wizjami swoich najgorszych koszmarów święcie przekonana że dzieją się naprawdę. Gdy oczy Katsume zaczerwieniły się dziewczyna zaczęła wrzeszczeć jak opętana i wymachiwać rękami jakby chciała kogoś uderzyć. Celowała zaś w pustą przestrzeń. Po pewnym czasie Konami przestała być zdenerwowana a jej oczy wróciły do normalnego koloru.
Razem z tą chwilą Katsume przestała wrzeszczeć i wystraszona odsunęła się od Konami na jakieś dwa metry.
-Cz...Czym ty jesteś?- zapytała roztrzęsionym i przerażonym głosem. Dziewczynka zrobiła krok do przodu a Katsume i jej banda uciekli z krzykiem. Oczy Konami zaczęły wilgotnieć od niesłonych łez. Dziewczyna osunęła się na ziemię i lekko uderzając się pięściami w czoło nazywała siebie potworem. Gdy przeszła złość na samą siebie dziewczyna wiedziała że chodź to będzie trudne musi wrócić do swojej starej wioski.

Po kilku dniach wędrówki Konami nie miała już sił i musiała zrobić postój. Była lalką i nie potrzebowała jedzenia ani wiele wypoczynku. Jednak jej psychika jest całkiem ludzka. Tak krucha jak porcelana, w którą czasem się zamienia. Przystanęła pod pobliskim drzewem i zaczęła znów płakać swoimi niesłonymi łzami. Nagle usłyszała szelest liści za swoimi plecami i poderwała się na równe nogi.
-Kto tam!?- Nikt jednak nie odpowiedział
-No wyłaź! Nie...nie boję się ciebie-Nagle zza drzewa wychyliła się połowa czyjejś twarzy. Czyjeś brązowe oczy patrzyły na nią ostrożnie. Zaraz za nimi pojawiły się ciemno-różowe oczy spoglądające groźnie a zarazem niepewnie. Gdy nieznajomi zrozumieli że napotkana osoba nic im nie zrobi wyszli zza drzewa. Były to dwie dziewczyny. Brązowooka miała długie ciemne włosy z grzywką zaczesaną na obie strony twarzy. Druga miała czerwone włosy z prostą grzywką, które opadały jej lekko za ramiona. Przez oczy przebiegały jej dwie czarne linie jak od zadrapania przez kunai. Były to jednak tatuaże. Najpewniej symbol klanu.
- Skąd jesteście?- Niepewna ciemnowłosa zrobiła krok w stronę Konami i powiedziała
- Ja nazywam się Kodna Tajama z wioski mroku a to jest Kosode Ibinashi z wioski trucizny- Obie dziewczyny były z potężnych wiosek i szanowanych klanów. Dlaczego więc tam nie zostały?
- Skąd się tu wzięłyście? Wasze wioski są dość daleko stąd.
-Spotkałyśmy się po drodze. Uciekałyśmy z naszych wiosek gdyż byłyśmy tam niechciane.
-Więc chodźcie ze mną do mojej wioski. Tam na pewno przywitają was z otwartymi ramionami.- Przez chwilę Kodna i Kosode patrzyły na nieznajomą niepewnie. Lecz po pewnym czasie postanowiły przyjąć propozycję.

Gdy Dziewczęta wdrapały się po kilku męczących godzinach na szczyt góry była już ciemna noc. Mimo oszałamiającej wysokości na górze nie brakowało tlenu. Mimo to nie było go też najwięcej. Płuca to kolejny organ, którego nie potrzebowała Konami. Jednak jej koleżanki odczuwały niedobór tlenu.
- Och, no tak. Nie martwcie się. Niedługo się przyzwyczaicie.- powiedziała pocieszająco Konami. Dziewczęta przeszły jeszcze parę kroków po wiosce nad którą niecałe cztery metry unosiły się chmury. Wszystkie domy i budynki były zrobione z nieprzezroczystego szkła i unosiły się lekko nad szklaną ziemią, która ukazywała ruiny wioski ukrytej w górze. Była to wioska starsza od wioski nieba o ponad 100 lat. Do dziś można zejść pod powierzchnię ,,wioski ze szkła" i zwiedzić ruiny dawnej stolicy kraju góry. Tylko tam dziewczyny mogły na dzisiejszą noc znaleźć miejsce do spania. Weszły do jednego z kamiennych domów i ułożyły się do snu. Parę godzin później Kodna usłyszała dziwny szmer dobiegający zza wyważonych drzwi. W bladym świetle świecy błysnął kunai. Dziewczynka od razu krzyknęła budząc przy tym swoje towarzyszki. Napastnik podbiegł rzucając na ziemię broń i przypatrzył się dziewczynom, po czym powiedział.
-Uspokójcie się. Nic wam nie zrobię. Kim jesteście i co tu robicie?- pierwsza przedstawiła się Kodna, która była najbardziej przerażona.
- Nazywam się Kodna Tajama. Uciekinierka z wioski mroku.
-Ja jestem Kosode Ibinashi. Sierota z Dokugakure.
- A ja nazywam się Konami. Człowiek-lalka z tej wioski.- Nieznana kobieta popatrzyła się na dziewczyny i powiedziała
- Jesteście tu całkiem same? Chodźcie ze mną. Nie ma sensu żebyście spały w ruinach wioski. Pomogę wam stać się ninja. Co wy na to?- I od tej chwili Kodna, Konami i Kosode nie były same. Miały swoją Sensei. Amure.